Pewnego dnia, gdy mistrz Eeth wracał ze swym uczniem z sali medytacyjnej, zatrzymał ich pośpiesznie jeden z rycerzy jedi. Był blady jak ściana, zziajany, przejęty. Zarówno Luks jak i mistrz mogli wyczuć ogromny lęk i przejęcie w sercu ich brata.
-Mówże- ponaglił go mistrz, kładąc mu na ramieniu dłoń, starając się go przy tym uspokoić w duchu.
Rycerz wywrócił oczami, w których pojawiły się łzy. Głos uwiązł mu w gardle. W końcu jednak udało mu się wychrypieć...
-Mistrz Yoda...umiera...mistrz Plo i Windu...Czekają...na was.
Eetch pobladł, choć zachował zimną krew. Złapał za przegub Luksa, którego wmurowało i szarpnął nim mocno.
-Chodźmy.
Nikt się do siebie nie odzywał przez całą drogę do sali rady. Tam przywitał ich mistrz Plo Koon i Windu. Nie było nikogo innego.
-Mistrzu, dobrze cię widzieć- w każdym z nich można było wyczuć zdenerwowanie- Mistrz Yoda...
-Tak już wiem. Można coś zrobić?
-Wyruszacie na poszukiwanie T'ra Saa, tylko ona może mu pomóc- wybełkotał Koon, zakładając kaptur na głowę.
-Ale przecież ona zniknęła dawno temu i...- zaczął Eeth.
-T'ra jest netianinem, ta rasa jest bardzo długowieczna. Musicie ją znaleźć. Wybrałem was, nie Plo Koona i jego ucznia, bo macie lepsze zdolności w tym kierunku. Nasza świątynia jest prawie opustoszona. Mistrz Yoda chyba wiedział co go czeka i rozesłał prawie wszystkich jedi z dala od Cruscant.
-Gdzie mamy zacząć?
-Felucia- wtrącił się Plo.
-To w zewnętrznych rubieżach, pomiędzy Rhen Var a Sektorem Colunda. Przygotujcie się. Odlatujecie za dwadzieścia minut jak tylko przygotują statek.
-Oczywiście- mruknął Eeth, zamyślony.
-Mistrzu Eeth, padawanie...niech Moc będzie z wami. - rzekł mistrz Windu chyląc głowę.
W końcu wyszli z sali. Zabracki jedi był wstrząśnięty ale i zmobilizowany.
Wkrótce byli już na statku. Był to mały wahadłowiec z kilku osobową załogą. Podróż musiała im trochę zająć. Mieli czas, czas, który woleli by zużyć na coś innego niż bezczynne czekanie.
-Mówże- ponaglił go mistrz, kładąc mu na ramieniu dłoń, starając się go przy tym uspokoić w duchu.
Rycerz wywrócił oczami, w których pojawiły się łzy. Głos uwiązł mu w gardle. W końcu jednak udało mu się wychrypieć...
-Mistrz Yoda...umiera...mistrz Plo i Windu...Czekają...na was.
Eetch pobladł, choć zachował zimną krew. Złapał za przegub Luksa, którego wmurowało i szarpnął nim mocno.
-Chodźmy.
Nikt się do siebie nie odzywał przez całą drogę do sali rady. Tam przywitał ich mistrz Plo Koon i Windu. Nie było nikogo innego.
-Mistrzu, dobrze cię widzieć- w każdym z nich można było wyczuć zdenerwowanie- Mistrz Yoda...
-Tak już wiem. Można coś zrobić?
-Wyruszacie na poszukiwanie T'ra Saa, tylko ona może mu pomóc- wybełkotał Koon, zakładając kaptur na głowę.
-Ale przecież ona zniknęła dawno temu i...- zaczął Eeth.
-T'ra jest netianinem, ta rasa jest bardzo długowieczna. Musicie ją znaleźć. Wybrałem was, nie Plo Koona i jego ucznia, bo macie lepsze zdolności w tym kierunku. Nasza świątynia jest prawie opustoszona. Mistrz Yoda chyba wiedział co go czeka i rozesłał prawie wszystkich jedi z dala od Cruscant.
-Gdzie mamy zacząć?
-Felucia- wtrącił się Plo.
-To w zewnętrznych rubieżach, pomiędzy Rhen Var a Sektorem Colunda. Przygotujcie się. Odlatujecie za dwadzieścia minut jak tylko przygotują statek.
-Oczywiście- mruknął Eeth, zamyślony.
-Mistrzu Eeth, padawanie...niech Moc będzie z wami. - rzekł mistrz Windu chyląc głowę.
W końcu wyszli z sali. Zabracki jedi był wstrząśnięty ale i zmobilizowany.
Wkrótce byli już na statku. Był to mały wahadłowiec z kilku osobową załogą. Podróż musiała im trochę zająć. Mieli czas, czas, który woleli by zużyć na coś innego niż bezczynne czekanie.