Gdy tylko wysiadłem z transportowca i pożegnałem się z kolegami, skierowałem swoje kroki w kierunku kwater padawanów. Oddalając się od nigdy nie milknącego portu, wyjąłem spod szaty komunikator, wybierając szybko numer mistrza Eetha. Musiał najwyraźniej zostawić gdzieś swoje urządzenie, bo nikt nie odebrał. Po krótkim namyśle, gdy automatyczna sekretarka skończyła odtwarzać swoją wiadomość, nagrałem się, informując mistrza, że wróciłem z misji i będę na niego czekał w swoim pokoju.
Nie minęła chwila, gdy znalazłem się w moim mieszkanku. Nie zastanawiając się długo, zrzuciłem z siebie przepocone ubranie i wziąłem orzeźwiający prysznic. Ubrany w czyste szaty, położyłem się na łóżku, sięgając wcześniej po jedną z książek opisujących w barwny sposób historię zakonu. Mimo trochę podręcznikowego charakteru, lektura pochłonęła mnie na tyle, że oderwałem się od niej dopiero, gdy wszedł mistrz Eeth. Wstałem pospiesznie, odkładając jednocześnie wolumin na półkę, by przywitać się z nim i wskazać miejsce przy stoliku. Sam zająłem krzesło naprzeciwko. Nie każąc mu zbyt długo czekać, zacząłem mówić:
- Jak wiesz, naszą misją było rutynowe oczyszczenie jednego z zazwyczaj niewielkich, prywatnych magazynów droidów. Nie wiem, czy już zostałeś poinformowany, co się tam wydarzyło, ale... - zawahałem się na chwilę //to zakładając, że wrócił skądś-tam i nic nie wie//– według Cass i Nesser mogliśmy się spodziewać około 300 raczej nieaktywnych blaszaków. Takie informacje dostaliśmy od wywiadu, który musiał chyba lekko szwankować, bo w rzeczywistości droidów, umieszczonych na potężnych stojakach sięgających sufitu było jakieś 30 tysięcy. Niemal na samym początku rozdzieliliśmy się na trzy grupy, które w wyniku kilku mniejszych potyczek z ochroniarzami przeobraziły się w dwie drużyny: padawanów i rycerzy. Oprócz mnie, Lloyda, Cassa i Nesser w misji brali udział również Kyle i Kailen, zapomniałem ci powiedzieć. Wtedy też, wcześniej niż się spodziewaliśmy, zostały aktywowane roboty, które od razu nas zaatakowały. Nie wgłębiając się w szczegóły, udało nam się przeżyć wystarczająco długo, by Catharianka zdążyła stworzyć nam drogę ucieczki. Jak się niedługo dowiedzieliśmy, obaj rycerze w tym samym czasie uwięzieni byli w jakimś pomieszczeniu, nie mogąc nam pomóc. Niezwłocznie po spotkaniu, skierowaliśmy się prosto do centrum dowodzenia magazynami. Wtedy też przybył mistrz Firebringer... Nawet wspólnie nie udało nam się zatrzymać najemnika, który kontrolował stację – w tym momencie zrobiłem przerwę, by zaczerpnąć oddech i poczekać na ewentualne pytania od mistrza. Ze względu na brak takowych, kontynuowałem, uspokojony. - Tak to mniej więcej wyglądało. Pytanie raczej, co z tego całego zamieszania udało nam się wyciągnąć, bo strażnicy, których przepytywaliśmy, zdawali się nie wiedzieć nic, co mogłoby nam się jakkolwiek przydać. Z pewnością we wszystko zamieszany jest senator Nooram, który według rycerzy i mistrza musiał być szantażowany, a prawdopodobieństwo, że jest to fałszywy trop jest praktycznie zerowe. Nie spodziewałbym się zbyt wysokiej inteligencji po kimś, kto wraca prosto w ręce mistrza jedi... Dalsza część historii zapewne potoczy się na Alderaan, w każdym razie na pewno, jeśli najemnik jest przekonany, że udało mu się usunąć ślady, zresztą usłyszysz niedługą całe nagranie. Mam kilka domysłów, lecz nie chcę zbyt wcześnie wyciągać pochopnych wniosków. Bardziej precyzyjną deklarację na ten temat z pewnością otrzymasz od Lloyda na najbliższym spotkaniu rady, szczególnie, że Mifune sam zaoferował się, by złożyć raport. Nie ulega wątpliwości, że musi podejrzewać coś więcej... Nie ukrywając, chciałbym też uczestniczyć w dalszej części tej misji, jeśli to tylko będzie możliwe. Zapowiada się bardzo ciekawie - uśmiechnąłem się do mistrza, czekając na odpowiedź.
Nie minęła chwila, gdy znalazłem się w moim mieszkanku. Nie zastanawiając się długo, zrzuciłem z siebie przepocone ubranie i wziąłem orzeźwiający prysznic. Ubrany w czyste szaty, położyłem się na łóżku, sięgając wcześniej po jedną z książek opisujących w barwny sposób historię zakonu. Mimo trochę podręcznikowego charakteru, lektura pochłonęła mnie na tyle, że oderwałem się od niej dopiero, gdy wszedł mistrz Eeth. Wstałem pospiesznie, odkładając jednocześnie wolumin na półkę, by przywitać się z nim i wskazać miejsce przy stoliku. Sam zająłem krzesło naprzeciwko. Nie każąc mu zbyt długo czekać, zacząłem mówić:
- Jak wiesz, naszą misją było rutynowe oczyszczenie jednego z zazwyczaj niewielkich, prywatnych magazynów droidów. Nie wiem, czy już zostałeś poinformowany, co się tam wydarzyło, ale... - zawahałem się na chwilę //to zakładając, że wrócił skądś-tam i nic nie wie//– według Cass i Nesser mogliśmy się spodziewać około 300 raczej nieaktywnych blaszaków. Takie informacje dostaliśmy od wywiadu, który musiał chyba lekko szwankować, bo w rzeczywistości droidów, umieszczonych na potężnych stojakach sięgających sufitu było jakieś 30 tysięcy. Niemal na samym początku rozdzieliliśmy się na trzy grupy, które w wyniku kilku mniejszych potyczek z ochroniarzami przeobraziły się w dwie drużyny: padawanów i rycerzy. Oprócz mnie, Lloyda, Cassa i Nesser w misji brali udział również Kyle i Kailen, zapomniałem ci powiedzieć. Wtedy też, wcześniej niż się spodziewaliśmy, zostały aktywowane roboty, które od razu nas zaatakowały. Nie wgłębiając się w szczegóły, udało nam się przeżyć wystarczająco długo, by Catharianka zdążyła stworzyć nam drogę ucieczki. Jak się niedługo dowiedzieliśmy, obaj rycerze w tym samym czasie uwięzieni byli w jakimś pomieszczeniu, nie mogąc nam pomóc. Niezwłocznie po spotkaniu, skierowaliśmy się prosto do centrum dowodzenia magazynami. Wtedy też przybył mistrz Firebringer... Nawet wspólnie nie udało nam się zatrzymać najemnika, który kontrolował stację – w tym momencie zrobiłem przerwę, by zaczerpnąć oddech i poczekać na ewentualne pytania od mistrza. Ze względu na brak takowych, kontynuowałem, uspokojony. - Tak to mniej więcej wyglądało. Pytanie raczej, co z tego całego zamieszania udało nam się wyciągnąć, bo strażnicy, których przepytywaliśmy, zdawali się nie wiedzieć nic, co mogłoby nam się jakkolwiek przydać. Z pewnością we wszystko zamieszany jest senator Nooram, który według rycerzy i mistrza musiał być szantażowany, a prawdopodobieństwo, że jest to fałszywy trop jest praktycznie zerowe. Nie spodziewałbym się zbyt wysokiej inteligencji po kimś, kto wraca prosto w ręce mistrza jedi... Dalsza część historii zapewne potoczy się na Alderaan, w każdym razie na pewno, jeśli najemnik jest przekonany, że udało mu się usunąć ślady, zresztą usłyszysz niedługą całe nagranie. Mam kilka domysłów, lecz nie chcę zbyt wcześnie wyciągać pochopnych wniosków. Bardziej precyzyjną deklarację na ten temat z pewnością otrzymasz od Lloyda na najbliższym spotkaniu rady, szczególnie, że Mifune sam zaoferował się, by złożyć raport. Nie ulega wątpliwości, że musi podejrzewać coś więcej... Nie ukrywając, chciałbym też uczestniczyć w dalszej części tej misji, jeśli to tylko będzie możliwe. Zapowiada się bardzo ciekawie - uśmiechnąłem się do mistrza, czekając na odpowiedź.